Znów stałam na polance położonej w malowniczy mieście
Mystic Falls. Skąd wiedziałam, że to na pewno tu? Spędziłam w tym miejscu
mnóstwo dni. Smutku, radości, miłości, ale i nienawiści. Znałam każdy jej
element doskonale, wręcz perfekcyjnie. Od momentu, kiedy byłam ostatni raz nie
zmieniła się wcale. Niebieskie kwiaty
zabierające miejsce prawie całej trawie. Drzewa mające setki lat, ale
nadal pięknie tańczące na wietrze. Słońce
rzucając promienie na strumyk ledwie zauważalny, ale będący sercem tego jakże
idealnego miejsca. Rozglądałam się na wszystkie strony próbując dostrzec Jego.
Znów się przytulić do nagiego torsu, poczuć te perfumy, spojrzeć w Jego
najpiękniejsze na świecie oczy i odpłynąć. Tak po prostu odpłynąć z Nim w długi
rejs i zapomnieć o moim Panu oraz wszystkich
zmartwieniach. Stracić poczucie winy, które mną rządzi i zacząć nowe życie po
raz kolejny. Nagle usłyszałam ciche kroki. Znałam je doskonale, ale nie mogłam
uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Obejrzałam się w miejsce skąd dochodziły i
zobaczyłam Go. Moją miłość. Mojego ukochanego. Oparł się o drzewo i co chwila
popijał Burbona. Zdziwiło mnie to, bo na wszystkie smutki używał Jacka
Danielsa, ale widać nie znam Go już tak dobrze lub po prostu smutek, który
teraz zatapiał nie był aż tak ważny.
Nagle podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Przynajmniej tak sądziłam.
- Co tu robisz? – spytał ze łzami w oczach powoli się
przybliżając. – Wszyscy ciebie szukaliśmy. – miałam do niego podbiec i
wyszeptać przepraszam. Niestety nic by to nie dało, bo te słowa nie były
skierowane do mnie. Tylko do niej.
- Musiałam przemyśleć, którego z was kocham i wybrałam.. –
brunetka, której nie byłam w stanie rozpoznać podeszła do Niego i dotknęła Jego
policzka. Nie miała prawa, ale nie mogłam nic zrobić. Myślicie, że nie
próbowałam? Próbowałam… gdybym tylko mogła to bym ją zabiła. Tak byłam wściekła…
Ale nie mogłam zrobić nic.
- Nie ważne.. czy to ja czy mój brat. Kocham cię i nigdy
nikogo nie kochałem bardziej – nagle po mojej twarzy poleciał potok łez. Niby
normalne, ale nie u mnie. Ja nie płaczę. Od setek lat nie uroniłam ani jednej
łzy. Może przesadzam.. zdarzyło się to
kilka razy, ale tylko w samotności lub w obecności najbliższych. Teraz
nic nie miało dla mnie znaczenia.
Chciałam umrzeć, bo ostatnie słowa powracały do mnie ze zdwojoną siłą. „Kocham
cię i nigdy nikogo nie kochałem bardziej”, a później ich pocałunek. Nie mogłam
się ruszyć. Byłam pewna, że to mój koniec. Wreszcie.. ale przeliczyłam się, bo
jak zwykle jeden głupi, beznadziejny przyjaciel musiał przywołać mnie do
rzeczywistości…
***
Taki rozdział na sam początek. Stwierdziłam, że będzie krótki, żeby dodać trochę tajemniczości. Mogę powiedzieć, że osobiście nie lubię pisać początków, ale ten nawet mi się podoba :3
Liczę na naprawdę szczere opinie z Waszej strony i jak Wam się podoba wygląd strony? :D